4/10
Inne tytuły: <<a>>symmetry
Gatunek: boys love
Reżyseria: Tetsuya Sato
Premiera: 2008
Czas trwania: 82 min
Na podstawie: pomysł oryginalny
Obsada: Wada Masato, Araki Hirofumi, Satsukawa Aimi
Recenzja zawiera drobne spoilery odnośnie zakończenia.
Amamiya Hokuto i Tatsumi Shin są najlepszymi przyjaciółmi. Szczególnie łączy ich pasja do fotografii. Postanawiają więc wziąć udział w konkursie fotograficznym. Amamiya robi zdjęcie wieczornego niebu i dzięki temu, wygrywa. Jego zwycięstwo sprawia, że nagle staje się mega popularny wśród innych uczniów, przez co stopniowo oddala się od swojego najlepszego kumpla. Jakiś czas później, ktoś niszczy zwycięskie zdjęcie, które wisiało na szkolnej wystawie. Hokuto oskarża o to Shina, tym samym przekreślając ich znajomość, bowiem niedługo po tym, Tatsumi bez słowa opuszcza
szkołę, by kontynuować naukę w Bostonie. Mija kilka lat. Amamiya pracuje jako wolny strzelec, pisząc i robiąc zdjęcia do podrzędnego brukowca, a w międzyczasie opiekuje się chorą dziewczyną, którą czeka poważna operacja. I to właśnie w szpitalu spotyka ponownie Shina, który pracuje tam jako jeden z lekarzy.
szkołę, by kontynuować naukę w Bostonie. Mija kilka lat. Amamiya pracuje jako wolny strzelec, pisząc i robiąc zdjęcia do podrzędnego brukowca, a w międzyczasie opiekuje się chorą dziewczyną, którą czeka poważna operacja. I to właśnie w szpitalu spotyka ponownie Shina, który pracuje tam jako jeden z lekarzy.
Chociaż „ A symmetry” klasyfikowane jest do gatunku „boys love”, to jednak jest kilka odstępów od tego, co zazwyczaj przedstawiają tego typu produkcje. Owszem, mamy jednego zdeklarowanego homoseksualistę, którym jest Shin. Zwykle drugi bohater dopiero uświadamia sobie swoje prawdziwe homoseksualne „ja”, by potem paść w ramiona swojego ukochanego. Tutaj tego nie ma. W żadnym przypadku nie ma pomiędzy nimi żadnej relacji romantycznej. Amamiya od początku do końca traktuje Shina wyłącznie jako bliskiego sercu przyjaciela, pomimo, że ten wyznaje mu co do niego czuje. Ale Hokuto nie ma żadnych rozterek wewnętrznych i pewnie nawet mu do głowy nie przyszło, by zmienić orientację. Przyznam, że nieco mnie to zaskoczyło, bo gdy się za to zabierałam, spodziewałam się klasycznego schematu. Jednak ten element zaskoczenia, nie spowodował w żaden sposób, by film powalił mnie w szczególny sposób. Co tu dużo mówić, „A symmetry” na pewno łączy jedno z innymi produkcjami „boys love”, a mianowicie to, że jest po prostu filmem… o niczym. Dominacja statycznych ujęć, powoduje wrażenie, że wszystko jest jeszcze bardziej rozlazłe i powolne niż w telenoweli, gdzie dojście do jakieś konkluzji zajmuje zwykle z kilkanaście odcinków. Bohaterowie są po prostu płascy, przez co zupełnie nudni i w żaden sposób nie idzie ich polubić. Winą tego zapewne nie jest tylko słaby scenariusz, ale również i kiepska gra aktorska. Jak w przypadku innych produkcji tego typu, odniosłam wrażenie, że aktorzy grają od niechcenia, jakby im się kompletnie nie chciało. Najwyraźniej uznano, że trochę wydukanych słów, oraz kilka zdziwionych i smutnych minek, wystarczy, by zadowolić grupę odbiorców, do której skierowany jest ten film [Już samo przez siebie mówi to, że w główne role wcielają się Wada Masato i Araki Hirofumi, członkowie D-boys, co automatycznie powoduje, że wciśnięcie tego ich fankom pewnie nie sprawiało szczególnie jakiegoś większego problemu, szczególnie, gdy jest to historia o nieodwzajemnionej miłości, z homoseksualnym podtekstem w tle]
Ale nie powiem, jedna rzecz mi się podobała. Japońskie filmy przyzwyczaiły mnie do ukazywania, że homoseksualizm to nic dziwnego i można obnosić się z tym dosłownie wszędzie, oczywiście nie spotykając żadnego sprzeciwu- znajdą się nawet i tacy, którzy jeszcze pogratulują parze i dużo szczęścia pożyczą, jak to było w Takumi-kun. I co najlepsze, zwykle co drugi facet okazuje się być gejem, nawet jeśli jeszcze sam o tym nie wie. Tutaj podeszli do tematu bardziej trzeźwo, ukazując, że Japończycy wcale nie są tak cudownie tolerancyjni, jakby się mogło wydawać co niektórym. Jest chociażby taka sytuacja, że w szpitalu, gdzie pracuje Shin, pojawia się sugestia, że jest on gejem. I nagle wszyscy dosłownie odwracają się do niego plecami, jakby się obawiali, iż przebywanie w jego towarzystwie popsuje im reputację. Nikt się ze swoją orientacją nie obnosi na prawo i lewo, a raczej ukrywa się w specjalnych barach, gdzie może liczyć na dyskrecję.
Nic jednak nie zmieni tego, że jest to film nudny i wcale nie warty oglądania. Nie będę ukrywać, że podejście do homoseksualizmu w japońskich produkcjach zupełnie mi nie leży i jeszcze nie trafił się taki film z tego kraju o tej tematyce, co by wywołał u mnie jakieś inne emocje, niż znudzenie albo irytację, więc moja ocena jest czysto subiektywna. Najwyraźniej mam za słaby wzrok, aby dostrzec te drugie, trzecie i dziesiąte dno, które potrafią tam znaleźć miłośnicy tego typu filmów i wczuć się w klimat. Polecić mogę więc jedynie fanom, reszcie radzę sobie odpuścić, bez żadnych wyrzutów sumienia.